Było sobie takie średnio dobrane małżeństwo: żona – dewotka, a mąż – pijak. Pewnego razu żona zdenerwowana na męża mówi:
– Słuchaj, nawróciłbyś się, poszedł do kościoła…
– Nie, stara mowy nie ma, umówiłem się z kolesiami.
– A za sto złotych? – pyta małżonka.
– A, za 100 to spoko.
Przyszła niedziela, mąż poszedł do kościoła, a żona sobie myśli: „Pójdę, zobaczę co on tam robi”. Przyszła do kościoła, patrzy a mąż chodzi po całym kościele, wchodzi do zakrystii, podchodzi do ołtarza itp. Zdziwiona podchodzi i pyta, co on najlepszego wyprawia. A mąż na to:
– Zrzuta była i nie wiem gdzie piją…