Kupiec, który w poszukiwaniu towarów przvbvł do wojewódzkiego miasta, po pięciu dniach spotyka na ulicy swego sąsiada.
-
Dzień dobry. Co tam nowego w naszym miasteczku?
-
Nowego? Nic.
-
Jak to? W ciągu pięciu dni nie zdarzyło się nic nowego?
-
Czy ja wiem… Przejechali pieska.
-
Przejechali pieska… A kto jechał? Furmanka, samochód, rower?
-
Jechała straż ogniowa.
-
Aj. aj, aj! A gdzie się paliło?
-
Na ulicy Brukowej.
-
Przecież tam jest dom mojego teścia!
-
Właśnie dom twego teścia spalił się do szczętu.
-
Na litość boską! Jak to się stało?!
-
Całkiem zwyczajnie. Twój teść błogosławionej pamięci, umarł. Zapalono u wezgłowia świecę i od niej zajął sie sufit…
-
Gwałtu! Gdy wyjeżdżałem, teść mój cieszył się najlepszym zdrowiem!
-
I jakże nie miał umrzeć, skoro twoja żona uciekła z oficerem…