Kolejna anegdotka z „Rejsu” dotyczy synka Mamoniów, który zachował się bardzo nieprzyzwoicie i pozbawił Sidorowskiego posiłku.Któregoś razu, kiedy milicja zatrzymała wstawionego Jana Himilsbacha, Marek Piwowski poszedł na komisariat, by wyjaśnić sprawę. Komendant posterunku zgodził się nie wyciągać konsekwencji, pod warunkiem, że w filmie zagra jego synek. I stąd wziął się mały Romuś (vel Wojtuś).
Archiwa autora: dowcipy
Janowi Himilsbachowi absurd towarzyszył od początku – w metryce jego urodzenia pijana urzędniczka wpisała nieistniejącą datę 31 listopada. Inni mówią, że za pomyłkę odpowiada ojciec naszego bohatera, który po intensywnym świętowaniu narodzin syna nie mógł sobie przypomnieć właściwej daty. Tak czy siak – zawinił alkohol. Sam Himilsbach mówił zawsze ze zdziwieniem: „Jeden dzień w tą, jeden dzień w tamtą, co za różnica”?
Od śmierci Maklakiewicza – Himilsbach coraz rzadziej pojawiał się w Alejach (chodzi o „Spatif”). Był schorowany i stan zdrowia nie pozwalał mu na zabawy tak huczne, jak dawniej. Nie miał już swojej charakterystycznej chrypy, mówił szeptem, chodził z trudem. Znany warszawski lekarz, codzienny gość „Spatifu”, wyznaczył mu więc alkoholowy limit – sto gram dziennie. Jednak w niedługi czas potem zobaczył Himilsbacha w stanie wskazującym na spożycie większej ilości.
– Jasiu! A nasza umowa – karcił aktora – miałeś poprzestać na stu gramach?!
– A ty myślisz, że ja tylko u ciebie się leczę? – spokojnie odparował Himilsbach.
W latach 80-tych Himilsbach pracował w kabarecie. Na którymś z wyjazdów do pokoju w hotelu zakwaterowano mu „przyzwoitkę”. Miał on pilnować, żeby Jasiu nie nadszarpnął swojego zdrowia i był sprawny dnia następnego. Rozpakowali się i Jasiu daje komendę:
– Chodź idziemy do baru. Mam na jedno piwo.
– Nie jest źle, nie ma pieniędzy, więc nie przeholuje – pomyślał „opiekun”.
Zeszli. W barze pojawiło się zaraz kilka osób z nieograniczoną zdolnością finansową. Każdy chciał wypić zdrowie z Panem Jankiem. Gość miał czuwać nad tym, by Himilsbach nie wypił za dużo. Był w sytuacji dość niezręcznej. Nie chciał zachowywać się gruboskórnie, postanowił więc większość alkoholu przyjmować na siebie, by jakoś chronić Janka. Około godziny drugiej Himilsbach spotkał się przy windzie z Jurkiem Cnotą.
– Co, zjeżdżasz do baru? – pyta Cnota.
– Cały czas jestem. Odprowadziłem tylko Mamcarza, ma strasznie słabą głowę. Kogo mi oni dali do pokoju! – wychrypiał oburzony Himilsbach.
Któregoś dnia do warszawskiego „Spatifu” wszedł przewodniczący Komitetu Kinematografii – partyjny „książę”, od którego zależały wszystkie ówczesne produkcje. Kłaniał się grzecznie panom aktorom, panowie aktorzy z poszanowaniem, odpowiadali ukłonami. „Książę” usiadł, zamówił herbatkę. Nagle spostrzegł Janka.- Dobry wieczór panie Janku… – Rzekł w swej łaskawości. Na to Himilsbach:
– Uważaj w którą stronę mieszasz, chuju!